Kinga Rusin od dawna próbuje poprawić swój telewizyjny wizerunek. Niestety, bez większych efektów. Prezenterka nie ukrywa, że jej sceniczny wygląd jest dla niej źródłem sporych kompleksów.
Jedynym, co mnie stresuje, są moje ubrania - wyznała w jednym z wywiadów. Rusin zdaje sobie sprawę z tego, że na wizji nie prezentuje się najlepiej, szuka więc pomocy, gdzie tylko może. Ostatnio zatrudniła Joannę Horodyńską, która naobiecywała jej prawdziwe cuda, ale znów się nie udało. Prezenterka, która prywatnie nie miewa problemów z podkreślaniem swoich atutów, na wizji zalicza wpadkę za wpadką.
To dla stylisty bardzo trudne wyzwanie - mówi Rewii Tomasz Jacyków. Trzeba odróżnić Kinge sceniczną od tej codziennej. Są takie typy sylwetek, które kamera lubi. Charakteryzują się długimi, smukłymi mięśniami. Kinga ma sportową sylwetkę, którą kamera defasonuje. Sam byłem świadkiem, gdy podchodzili do niej ludzie i mówili: Boże, jaka pani drobniutka, myślałem, że jest pani dwa razy większa.
Poważnym kłopotem Kingi jest podobno to, że żaden stylista pracujący nad jej wizerunkiem, nie ma nieograniczonej swobody w dobieraniu jej strojów. Jacyków twierdzi, że to na tym poległa Horodyńska:
Joasia jest świetnym fachowcem w swojej dziedzinie, ale odgórne wymogi powodują, że z konkretnego pomysłu niewiele zostaje. Kinga sama sobie krzywdy nie robi. Jej wizerunek sceniczny to wypadkowa kilkunastu czynników. Dużo do powiedzenia ma producent, ekipa wozu transmisyjnego. Co z tego, że Kinga włoży czarne rajstopy albo sukienkę z dłuższym rękawem, skoro producent uzna, że trzeba pokazać więcej ciała.
Rzeczywiście, w jej wypadku to bywa nie najlepszy pomysł...