Poprzednim razem popsuło się, bo narzeczony Hanny Śleszyńskiej, Jacek Brzosko uległ zauroczeniu młodszą kobietą. Zresztą także wcześniej nie był z nią do końca szczery (zobacz: Śleszyńska zerwała zaręczyny!).
To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba - powiedziała tygodnikowi Na żywo aktorka. Bolesne doświadczenie, nie chcę tego wspominać.
Podobno Brzosko przemyślał wszystko i uznał, że Śleszyńska jest jednak kobietą jego życia, a on jest gotów walczyć o ich związek... A wystarczyło przecież nie zdradzać.
Zaprosił ją na kolację, padł na kolana i poprosił o wybaczenie - mówi koleżanka aktorki. Śleszyńska nie potwierdza, że rzeczywiście tak się to odbyło, ale przyznaje, że w ostatnich miesiącach zbliżyli się do siebie: Na początku dzwoniliśmy do siebie, ale jasne było, że każde z nas poszło swoja drogą - mówi w rozmowie z tabloidem.
Ale Brzosko wytrwale o nią zabiegał. Przełomem okazał się przyjacielski wyjazd na Mazury: Spędziliśmy cudowny czas. Byliśmy tylko we dwoje, mieliśmy czas na rozmowy. Odżyły wspomnnienia. Zadawałam sobie pytanie, czy nadal go kocham.
Nie zdradza, jaką dała sobie odpowiedź, ale podobno po wieczorze panieńskim Joanny Liszowskiej zapowiedziała, że wkrótce sama urządzi taką imprezę.
Czyli znów potwierdza się, że czasem opłaca się być "synem marnotrawnym", czy w tym wypadku: narzeczonym. Można się wyszaleć, pobawić, a potem i tak wszystko odkręcić.