Fakt odsłania kulisyżenującego koncertu Paulli w Gryficach. Wszystko zaczęło się do tego, że nie dopisali fani. Na widok pustej sali w pałacyku w Rybokartach Paulla wpadła podobno w szał.
Zaczęło się bardzo komicznie. Wpadła do hallu otoczona przez ochroniarzy i... zdębiała - mówi tabloidowi Dorota Surna, właścicielka pałacu. Bo zamiast tłumu fanów, zobaczyła pustkę. Potem pokłóciła się z zespołem o wieczorny koncert, w którym nie chciała brać udziału. Głośno krzyczała. Kiedy usłyszała od swojej ekipy, że oni nie widzą z występem żadnych problemów, powiedziała im: "Potraktujcie to jako mój kaprys".
Potem było jeszcze gorzej. Podczas wieczornego występu od razu na wstępie Paulla poskarżyła się publiczności, że... organizatorzy są pijani. Zdaniem ich samych było to zwykłe pomówienie.
Paulla z miejsca poinformowała widownię, że my, czyli organizatorzy, jesteśmy kompletnie pijani i nie można się z nami dogadać - wspomina praciwnik gryfickiego ratusza. Że koncert z naszej winy będzie krótszy, zaśpiewała jedną piosenkę, a potem znowu zaczęła gadać.
Skończyło się tym, że Paulla wezwała policję, która przebadała wszystkich alkomatem. Okazało się, że wśród organizatorów nie ma nikogo pijanego...
Wszyscy byli zupełnie trzeźwi. Na tysiąc procent – potwierdza w rozmowie z tabloidem dyżurny z Komendy Powiatowej w Gryficach.
Wtedy Paulla oświadczyła, że do mikrofonu dostała się wilgoć, która spowodowała zwarcie i z powodu porażenia prądem przerywa koncert.
Problem w tym, że mikrofon był bezprzewodowy. Na baterię - mówią organizatorzy. Byłby to pierwszy przypadek na świecie, gdyby kogoś poraził.
Wygląda na to, ze gryficki koncert jest największą kompromitacją w życiu Paulli. Oczywiście poza jej zdjęciami sprzed "tuningu". Przedstawiciele ratusza zapowiadają, że nigdy więcej już jej nie zaproszą. Myślicie, że inne miasta pójdą ich śladem? Polska kultura nie ucierpiałaby chyba na braku kogoś takiego.