Płonne marzenia... Spędzili ten czas widocznie w domku Kena i Barbie.
Edytka Górniak nie raczyła się dziś przystroić w kapelusik przeczący prawom ciążenia, ale sięgnęła po sznury koralików i paciorków z demobilu po Pocahontas. Do rozpaczy doprowadzała mnie Małgorzata Ostrowska-Królikowska, która zostawszy czwartym jurorem - patrzyła na występy koleżanek i kolegów oczami Grażynki z Klanu. I chciała dla wszystkich tak cacy i dobrze. I dawała szóstki. Jak leci. Coś pięknego...
Mam nadzieję , że Ferdek Kiepski w końcu przejrzy na oczy i zabroni Marzenie Sztuce wygłupów wokalnych. Wzruszajacy, łamiący konwencję tego programu był występ Włodzimierza Matuszaka, śpiewającego Jej portret. Andrzejowi Nejmanowi udało się zrobić wrażenie jedynie tatuażami. Całe szczęście zmywalnymi. Długo się zastanawiałam nad lśniacymi płytkami na skroniach Edyty Herbuś. Przypuszczam, że mają one maskować blizny po bezskutecznej próbie wszczepienia talentu. Łukasz Płoszajski nadal pozostaje mistrzem grzywek. I niech tak zostanie, bo jego wykonanie All my loving postawiło i mnie włosy dęba.
Natasza Urbańska - kreacja "Makowej Panienki", ale kręconej w Bollywood. Idealnie wprost wypełniła przesłanie Edyty Górniak, iż: "nie zawsze w każdej piosence należy zdradzać swoje walory". I Natasza nie zdradziła. Świetnie bawił się na scenie Robert Moskwa, zbytnio nie przejmując się opiniami jurorów w poprzednich edycjach. Sen o Warszawie Agnieszki Włodarczyk. Hmm... Wokalnie Agnieszka jest coraz lepsza - tylko ta suknia ze stójka z piór... Czy nikt jej nie powiedział, że białe naprawdę nie wyszczupla?
I już myślałam, że edycja minie jak sen złoty - bez specjalnych fajerwerków i bon motów. Ale zawsze można liczyć na Edytę Górniak, która z rozbrajającym usmiechem rzekła, iż "nie może oceniać swoją skalą wiedzy i umiejętności".