Sandra Bullock adoptowała czarnoskórego chłopca, obecnie 7-miesięcznego Louisa, na krótko przed wybuchem obyczajowego skandalu, który zafundował jej mąż, Jesse James i jego kochanka-nazistka, Michelle McGee. Mimo to aktorka zdecydowała, że chce, aby niewierny partner był obecny w życiu jej syna, a nawet uczestniczył w jego wychowaniu. Nie jesteśmy pewni, czy to najlepszy pomysł, jednak teraz Bullock ma zdecydowanie większe problemy niż zakochany w Hitlerze były. Jak donoszą amerykańskie media, gwiazda boi się psychofana, który grozi nie tylko jej, ale przede wszystkim małemu chłopcu.
_**Louis jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie!**_ - mówi źródło z policji Los Angeles, cytowane przez National Enquirer. Jak twierdzą śledczy - a zaangażowano już nawet funkcjonariuszy FBI - Sandra otrzymuje liczne maile z pogróżkami. Ich autorzy piszą, że jej syn "jest lepszy martwy niż żywy" i że powinna "zabrać go tam, gdzie jego miejsce".
Wiadomości te zaczęły się nasilać od czasu rozstania z Jamesem, kiedy fakt, iż adoptowała dziecko, wyszedł na jaw - dodaje informator. Co więcej, agenci FBI twierdzą, że istnieje kilka grup fanatyków, którzy chcąc skrzywdzić i Sandrę, i chłopca**.**
Przerażona gwiazda zamieniła swój dom w Beverly Hills w twierdzę - zainstalowała skomplikowany monitoring, zatrudniła też 15 ochroniarzy.
Wyobrażacie sobie przeżywać tyle dramatów na tle rasistowskim naraz?