Joanna Liszowska nie należała do panien młodych, które muszą przejmować się budżetem na ślub i wesele. Aktorka i jej mąż Ola Serneke na samą imprezę w ten wyjątkowy dzień wydali 150 tysięcy złotych. Trudno uwierzyć, że przy takim budżecie Lisza nie prezentowała się olśniewająco. Suknię ślubna gwiazdy mocno skrytykowali projektanci i znawcy mody ślubnej. Porównywano ją publicznie do spadochronu...
Okazuje się, że suknię ślubną zaprojektowała... sama Liszowska. Wykonanie kreacji powierzyła Annie Zeman, która użyła aż 300 metrów tiulu, aby spełnić marzenie aktorki.
Joasia przyszła do mnie właściwie z gotowym projektem wymarzonej sukni – wspomina Zeman w wywiadzie dla magazynu Party. Chciała mieć głęboki dekolt, morze falban, długi tren oraz welon. Do mnie należało wykonanie. Praca nad nią była czasochłonna, ponieważ każdą falbanę wykrajano z koła i dopiero wtedy doszywano do reszty.
Pierwotnym zamierzeniem Liszowskiej było upodobnienie się do... łabędzia. Naprawdę trudne zadanie dla stylistów i projektantki.
Śmieją się, że są jak łabędzie, które łączą się w pary na całe życie. Poza tym w polskiej tradycji łabędź jest symbolem wierności i stałości uczuć – przyznała na łamach gazety koleżanka Liszowskiej.
Przyznamy, że trudno dostrzec nam jej pierwotny zamysł. Widzicie tu łąbędzia?