Polskie media chyba jeszcze nigdy tak żywo nie interesowały się Nergalem jak teraz. Choroba zrobiła z niego najszerzej komentowaną osobę w Polsce. Modlić za niego zaczęli się nawet księża. Jak wiemy, na Darskim nie zrobiło to większego wrażenia. Nawróci się dopiero po własnym trupie (zobacz: Nergal: "Nie nawrócę się! PO MOIM TRUPIE!"). W rozmowie z Gazetą Wyborczą mówi, że ciężka choroba nie zmieniła jego poglądów i ideałów. Nadal żyje tak, jak wcześniej.
Żyję zgodnie ze swoją naturą, swoimi potrzebami i aspiracjami. Może to pani nazwać egoizmem, ale jestem uczciwy wobec siebie i ludzi, którzy mnie otaczają - zapewnia Nergal. Staram się nikogo nie krzywdzić. Nie wypieram się swego człowieczeństwa, a wręcz przeciwnie - afirmuję je. Nie żyję w poczuciu winy, że nie jestem idealny, albo że mój styl życia odstaje od jakichś norm lub czyichś oczekiwań. Jak mawiał Nietzche: "Sumienie jest jak worek pełen kamieni, zbędny balast niepotrzebny człowiekowi".
Umówmy się, trafiło na silnego skur... Większość poważnych chorób, takich jak moja, leczy się mocą pozytywnego myślenia. Dlatego nie mam wiary, a niezachwianą pewność. Biorę chorobę jako dobrą monetę, dzięki której zrozumiem, nauczę się czegoś więcej. Przypomniał mi się cytat z Arystotelesa, nauczyciela Aleksandra Macedońskiego: "Im krwawsza bitwa, tym słodsze zwycięstwo". Z tymi słowami i zaciśniętymi pięściami wchodzę na ring.
Trzymamy kciuki.