Joe Jackson od lat zaprzeczał, że znęcał się nad swoimi zdolnymi dziećmi, kiedy w wieku kilku lat robiły karierę i zarabiały na rodzinę. Dziennikarze dotarli do informatorów, którzy potwierdzali, że staruszek trzymał swoje pociechy krótko, żeby zrobić z nich w przyszłości kury złoszczące złotej jajka. Własne dzieci nie chcą mieć dziś z nim nic wspólnego. W jednym z ostatnich wywiadów po raz pierwszy przyznał, że stosował kary cielesne. Jednak nie widzi w tym nic złego.
Biłem Michaela, żeby nie wkręcił się w gangi - tłumaczy Joe. W tamtych czasach werbowali każdego. Mógł wpaść w poważne tarapaty i trafić do więzienia. Większość tych bandytów już dzisiaj nie żyje. On nie musiał się o to martwić.
Joe wychodzi z założenia, że jego metody wychowawcze w ogóle nie przyczyniły się do wątpliwej stabilności emocjonalnej jego syna. Zapytany, czy żałuje tego, jak postępował wobec dzieci, odpowiada bez emocji:
Nie! Media próbowały zrobić z tego wieli skandal, bo dyscyplinowałem swoje dzieci. Jestem przekonany, że oni postępowali identycznie wobec swoich pociech. Prasa potrafi wszystko przeinaczyć.
Tyle, że to sam Michael przyznał w jednym z wywiadów, że tak bardzo bał się ojca, że wymiotował z nerwów na jego widok. Wyobrażacie sobie, do jakiego stanu musiał go doprowadzić, żeby aż tak źle na niego reagował?