Policja Los Angeles nadal prowadzi dochodzenie w sprawie Lindsay Lohan, która ponoć potrąciła swoim Maserati dziecko w wózku. Funkcjonariusze nie znaleźli nadal matki z synkiem, którzy cudem uszli z życiem spod samochodu aktorki. Natomiast dotarli do kolejnych dwóch świadków zdarzenia.
Jestem w 100 procentach pewien, że to była Lindsay. Widziałem ją na własne oczy. Jechała jak szalona z ogromną prędkością. Ponieważ wyprzedziła mnie w niedozwolonym miejscu zacząłem jechać za nią, żeby powiedzieć jej kilka ostrych słów – zeznał Brayan Jamie. Próbowała mnie zgubić. Jechała ignorując znaki stop i czerwone światła. Wtedy potrąciła wózek z dzieckiem. Nigdy nie zapomnę krzyku tej biednej kobiety.
Podjechałem do stojącej na skrzyżowaniu Lohan – opowiedział policjantom drugi ze świadków. Widziałem wypadek i chciałem się dowiedzieć, czemu nawet się nie zatrzymała. Spytałem, co do cholery robi i czy widziała wózek uderzający w drzewo. Odparła: "No cóż, widziałam ich, ale nie odsunął mi się z drogi".
Lohan oczywiście zaprzecza wszelkim doniesieniem o spowodowaniu wypadku. Utrzymuje, że media zapłaciły informatorom za zmyślenie tej historyjki. Przyznajemy, że dziwi nas fakt, że matka poszkodowanego malucha nie zgłosiła się na policję. Serwis RadaOnline utrzymuje, że gwiazda zapłaciła za jej milczenie.