We wrześniu ubiegłego roku musiała wpłacić kaucję wysokości 100 tysięcy złotych, żeby nie nocować w areszcie. To i tak niewiele w porównaniu z 600 tysiącami, o które wnioskowała prokuratura. Miało to miejsce po zatrzymaniu Weroniki Marczuk przez CBA, które przyłapało ją z reklamówką pełną pieniędzy, otrzymaną jako wynagrodzenie za obietnicę pomocy przy zakupie państwowego Wydawnictwa Naukowo Technicznego.
Na samym początku prokuratura zażądała od pani Weroniki 600 tysięcy zł kaucji - mówi Faktowi mec. Mikołaj Pietrzak reprezentujący Marczuk. Na nasz wniosek obniżono ją do 100 tysięcy zł poręczenia majątkowego. Właśnie dostaliśmy zawiadomienie, że kaucja została całkiem uchylona.
Jak donosi tabloid, śledztwo w sprawie tzw. płatnej protekcji nadal się toczy. Ale chyba coraz więcej przesłanek świadczy o tym, że rozejdzie się po kościach. Jak zwykle.