W finale wczorajszego koncertu Debiutów na Festiwalu w Opolu, ostatni raz przed przerwą spowodowaną chorobą Nergala, wystąpiła Doda. Zmęczenie i stres, który od kilku tygodni jest jej udziałem, był mocno widoczny na jej twarzy. Dorocie nie można jednak odmówić pomysłu na show oraz scenicznej energii, którą próbowała zarazić całą opolską publiczność.
Niestety, w połowie Nie daj się Rabczewskiej... wyłączył się mikrofon. Kiedy szybko usunięto usterkę, zdezorientowana rzuciła: _**Dziękuję, zajebiście! No nic, Polska...**_ Odpowiedziały jej oklaski, piski, ale też gwizdy. Kiedy dokończyła przerwany utwór, zwróciła się do publiczności:
Chciałam zaznaczyć, że to nie był nasz pomysł, żeby nam padł mikrofon w trakcie koncertu... Korzystając z okazji, że tu jestem, że ogląda mnie tylu ludzi... Jak wiecie, mój narzeczony jest bardzo chory, ale nie tylko on - w oczach Doroty wyraźnie było widać łzy, a w głosie słychać wzruszenie. Większość z nich to także dzieci, a dawców jest bardzo mało. Tylko i wyłącznie od nas zależy, czy te osoby przeżyją, czy nie przeżyją. Wystarczy zarejestrować się na stronie i zostać dawcą i uratować im życia. Proszę, pomyślcie o tym.
Dzisiejszy występ chciałabym zadedykować tym, którzy oglądają mnie w telewizorach, a przede wszystkim mojemu... Adasiowi**.**
Specjalnie dla Nergala zaśpiewała piosenkę Anny Jantar Nic nie może przecież wiecznie trwać ze zmienionymi słowami refrenu: Wszystko może przecież wiecznie trwać, Co zesłał los będzie trzeba walczyć, A nasza miłość będzie zawsze nas prowadzić.
Na koniec na telebimie widać było napis "Adam 4 u" oraz wspólne zdjęcie Doroty i Adama.