Do czasu wydania bestsellerowej powieści _**Dom nad rozlewiskiem**_ oraz jej dwóch kolejnych części Małgorzata Kalicińska była nikomu nieznaną gospodynią domową. Opowieść o kobiecie w średnim wieku, która postanawia zmieniać całe swoje życie, zagnała do księgarni i bibliotek setki tysięcy oczarowanych Polek. Serial na podstawie książki również miał okazać się hitem. Miał przecież wszystko: świetną historię, bardzo popularną scenarzystkę oraz Joasię Brodzik w głównej roli. Niestety, wyniki oglądalności utrzymywały się jedynie na przyzwoitym poziomie, a sama Kalicińska twierdzi, że dosłownie sprofanowano jej twórczość i "pogardzono" widzami.
- Twierdzi pani, że czytelniczki pani książek poczuły się zdradzone, oglądając telewizyjny serial. Dlaczego? - pyta dziennikarka Polityki.
- Moja bohaterka to kobieta 45+, z niedoskonałościami, zaganiana, z problemami, zwolniona z pracy - bo się zestarzała. Realizatorzy, odmładzając na siłę bohaterkę, wsparli wredną modę na młodoholizm w Polsce, "paniom w wieku lat 45+ już dziękujemy!... (...) Według badań z 2008 r., znakomita większość oglądaczek seriali to panie 45+, a powyżej 60 następuje frekwencyjny skok, co zrozumiałe. Tymczasem Ważny Pan z TVP huczał: "Jak nie odmłodzimy bohaterów, nie obsadzimy w głównej roli Joasi Brodzik, to zapewniam panią, NIKT nie zechce tego oglądać!
W prywatnej rozmowie usłyszałam niby żart: "Wiesz, po co się kręci taki serial? Z nieokiełznanej chęci zysku"! Gdyby przynajmniej ta chęć była poparta dobrym rzemiosłem! Reżyserzy szczycą się, że "nie muszą czytać powieści, żeby ją adaptować"! - kontynuuje oburzona Kalicińska. Za idiotyzmy, potknięcia, o paradoksie, ja zbieram baty, bo widzowie widzą je i okpiwają. (...) 13 odcinków scenariusza - z logicznymi ciągami - wyrzucono do kosza. Scenarzystom, którzy nie wypadli sroce spod ogona, kazano posiekać drobno to, co łaskawie pozostawiono, i zacząć od nowa pod dyktando Ważnych Osób z TVP! Z misternie wymyślonej konstrukcji, pochlastanej, zszytej, wyszedł serialowy Frankenstein**.**
To jeszcze nie wszystko. Kalicińska narzeka również na kompletny brak zrozumienia postawy głównej bohaterki, a co za tym idzie - całej jej historii. To tym bardziej niezrozumiałe, skoro TVP biła się przecież o prawa do ekranizacji powieści.
Scenarzystki pierwszej części nie lubiły jej - mówi o głównej boharerce, granej przez Brodzik. Powinna mi się zapalić lampka, gdy jedna powiedziała: ''Nie rozumiem, ma porządnego męża, co kasę do domu przynosi, nie awanturuje się, a ona puszcza się z jakimś głuchym? To ku*wa!". Tak żałośnie okrojono książkę, że wyszła nieskładna wycinanka. Nikomu nie zależało na klimacie "Domu nad rozlewiskiem".
Pytanie do tych, którzy czytali powieść i oglądali serial: naprawdę tak bardzo go okaleczono? Kalicińska ma prawo być do tego stopnia rozgoryczona?