Afera po emisji przedostatniego odcinka _**Kuchennych Rewolucji**_ trwa. Magda Gessler gościła w lubelskiej restauracji _**Jesz Burger**_, specjalizującej się w kuchni amerykańskiej. Na koniec programu, kiedy restauratorka wraca po jakimś czasie do właścicieli lokalu i sprawdza, czy stosują się do jej rad, czekała ją niemiła niespodzianka: zdaniem Gessler, hamburger, który jej podano, zrobiony był z zepsutego mięsa. Stwierdziła też, że to "żadna rewolucja i ona się pod tym nie podpisuje". Dodatkowo w czasie trwania programu znalazła na zapleczu kuchni zgniłe kukurydze i mięso, a także rozmawiała z pracownicami, które twierdziły, iż szefowie od trzech miesięcy nie wypłacili im pensji. Kilka dni po emisji w Jesz Burgerze pojawili się kontrolerzy z Sanepidu, obecnie trwa tam kontrola z Inspekcji Pracy. Jednak największe baty zbierają nie dwaj właściciele restauracji, ale... sama Gessler.
Gdybym był w tym czasie na kontroli w tej restauracji, nie wpuściłbym tej pani do kuchni - mówi w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim Paweł Policzkiewicz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. Ona może być zagrożeniem dla konsumentów. Po pierwsze, kobieta z takimi, w żaden sposób nie zabezpieczonymi włosami, nie powinna zostać wpuszczona na zaplecze restauracji. Te włosy bezwzględnie powinny być spięte i zabezpieczone. Tak, żeby nie miały kontaktu z żywnością i naczyniami, w których ta żywność jest przygotowywana. Tymczasem mogliśmy w programie zobaczyć, jak jej włosy wręcz "szurają się” po garnkach. Po drugie, nie widziałem, żeby pani Gessler myła ręce. Tymczasem, będąc na zapleczu takiego lokalu, ma obowiązek myć ręce przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego. Za każdym razem. To byłby fenomen, gdyby jedząc gorącą kukurydzę wykryła pleśń. To wręcz niemożliwe. Podobnie mam też wątpliwości co do mięsa, które tak krytycznie oceniła. Wykrycie, czy mięso jest z padliny czy nie, wcale nie jest łatwe.
TVN, producent programu twierdzi, że w kilkudziesięcominutowym odcinku nie sposób umieścić wszystkiego i oświadcza: Jeśli po obejrzeniu tego odcinka dla sanepidu najważniejsze są włosy pani Gessler, długość jej paznokci i to, że na wizji nie było widać, jak myje ręce, to jest to wyłącznie problem sanepidu. Robimy już drugi sezon "Kuchennych rewolucji" i jak dotąd nikt wcześniej nie miał takich zastrzeżeń - mówi Karol Smoląg, rzecznik prasowy stacji. _**Finał odcinka o lubelskim "Jesz Burgerze" był jaki był, dlatego rozumiem, że właściciele restauracji podejmują desperackie próby poprawy swojego wizerunku.**_
Nagranie trwało cztery dni, a program ma 44 minuty, nie wszystko co zarejestrowaliśmy potem widać na wizji. Wolałabym, żeby sanepid skupił się na pracy restauracji, a nie ekipy TVN - dodaje Lidia Zagórska z działu PR TVN.
Jak myślicie, czy Gessler naprawdę "może być zagrożeniem dla konsumentów", jak twierdzi sanepid?