Wczoraj TVN wyemitował pierwszy odcinek programu Jazda z Dodą. Ucząca się jeździć Dorota, jak można się było spodziewać, cały czas przeklina, chichocze i udaje głupszą, niż jest naprawdę.
Program czerpie z najgorszych wzorców amerykańskich, reżyserowanych reality show. Niespecjalnie podoba nam się ten kierunek. Za czasów Big Brothera telewizja starała się przynajmniej udawać, że pokazuje nam autentyczne reakcje "bohaterów", a nie wyuczone i zaplanowane scenki, nagrywane zapewne po kilka razy, z racji na to, że odgrywający je ludzie są najgorszymi naturszczykami.
Jazda z Dodą stara się zabawić nas w oczywisty sposób - Doda gra głupiutką, zniecierpliwioną blondynkę z rozbieganym spojrzeniem, ziewającą na kursie teoretycznym. Ciekawe, czy ktokolwiek z oglądających skomentował te sceny inaczej niż było to zaplanowane przez autorów programu. Dorota starała się ożywić te scenki mówiąc na przykład (po zaliczeniu próbnego egzaminu teoretycznego):
Zaraz pójdę się napierdolić w trzy dupy z koleżankami.
Jednym słowem - nic, czego byśmy się nie spodziewali. Poza tym Doda promowała swoją nadchodzącą solową płytę i pokazała się ze swoim mężem przy romantycznej kolacji. Scena ta była jednak nagrywana jeszcze przed ich ostatnim kryzysem.