Skandal seksualny Tigera Woodsa powoli przycicha. Wszystkie jego kochanki, które chciały mieć swoje pięć minut w mediach, zdążyły już porozmawiać z dziennikarzami. Reszta milczy. Rozwód z żoną został załatwiony po cichu. Sportowiec doszedł więc do wniosku, że nie musi już się starać. Kilka dni temu powinien był się pojawić w klinice, w której leczył się z uzależnienia od seksu. Jak donoszą pracownicy placówki, po golfiście nie ma śladu.
Pacjenci spodziewali się, że zobaczą go na grupowej terapii, ale Tiger się nie zjawił - donosi informator. Od miesięcy mówił, że wróci, by dokończyć leczenie, ale tydzień przed rozpoczęciem zajęć zrezygnował. Powtórka terapii jest jedną z najważniejszych jej etapów. To, że się nie pojawił, to znak, że skończył z leczeniem dla osób uzależnionych od seksu.
Wiadomość ta w ogóle nie zdziwiła jego byłej już żony, Elin Nordegren. Przyjaciele Szwedki powiedzieli dziennikarzom, że ta zawsze podejrzewała, że jej mąż nie jest chory. Uzależnienie od seksu miało być tylko wymówką, która miała ratować jego wizerunek.
Elin nigdy nie wierzyła, że to choroba - mówi jej znajoma. Wiedziała, że Tiger jest po prostu oszustem, który lubi uprawiać seks z nowo poznanymi dziewczynami. Zdradzał ją, bo tego chciał i myślał, że mu się upiecze.
Ciekawe, co dalej. Teraz może już spać z kim i kiedy chce.