Gdyby nie reklamy ING, byłby zapomnianą gwiazdą - tak komentuje w rozmowie z Gazetą Wyborczą obecność w mediach Marka Kondrata jeden z szefów agencji PR w Polsce. Aktor przez 12 lat (!) współpracy wystąpił już w 83 spotach telewizyjnych banku i nie ma wątpliwości, że liczba ta jeszcze wzrośnie. W wywiadzie z Wyborczą zdradza, że nie jest już zainteresowany graniem w filmach.
Specjalnie nie przejmuję się tym, co ludzie o tym mówią - przekonuje. W ciągu ostatnich 12 lat robiłem filmy znaczące, od "Pułkownika Kwiatkowskiego" po "Dzień Świra" czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego. Z obliczem artystycznym wziąłem rozbrat, bo minęła moja epoka, nie czułem już związku emocjonalnego z tym zawodem.
Pierwszy kontrakt z ING aktor podpisał w 1998 roku. Magazyn Forbes co roku plasuje go na pierwszym miejscu zestawienia gwiazd, za które najwięcej zapłaciłyby domu reklamowe. Według ostatniego rankingu, może liczyć na gażę rzędu 912 tysięcy złotych za jedną reklamówkę. On sam sugeruje, że bank płaci mu o wiele więcej.
Niewidoczny na Pudelku - tak komentuje sytuację Kondrata Wyborcza, a były szef marketingu ING, Roman Jędrkowiak, tłumaczy: Nie jest atrakcyjny dla tabloidów, bo co niby mogłyby o nim napisać? Że poszedł do sklepu po bułki? Jest zbyt nudny dla "Faktu" czy Pudelka.
Wolelibyście, żeby Kondrat wrócił jeszcze do robienia filmów?