W zeszłym tygodniu sąd wydał wyrok w sprawie Janusza Panasewicza, który po pijaku rzucał butelkami w widownię. Zgodnie z decyzją sędziego wokalista ma zapłacić 37,5 tysiąca złotych wraz z odsetkami, a także pokryć koszty postępowania w wysokości 460 złotych. W ciągu najbliższych dwóch tygodni lider Lady Pank odwoła się d tego wyroku i zażąda procesu cywilnego.
Nie widzę powodu, żeby płacić choćby złotówkę. Ciągając mnie i pana Panasewicza po sądach władze Pruszcza narażają miasto na śmieszność - twierdzi jego menedżer, Mieczysław Watza.
W czerwcu sąd zadecydował, że gmina nie poniosła żadnych strat, gdyż koncert odbył się zgodnie z umową. W uzasadnieniu tego wyroku czytamy, że władze Pruszcza zgodziły się na występ pijanych muzyków, gdyż w "umowie zapisano, że organizator koncertu zobowiązuje się dostarczyć do garderoby 10 butelek piwa, a brak jest zapisu, że w czasie koncertu artyści muszą pozostawać w stanie trzeźwości".
Przez cały czas uważamy, że umowa nie została zrealizowana - mówi Marek Sosnowski prawnik reprezentujący Pruszcz. Nie ulega wątpliwości, że pijany wokalista Lady Pank naraził dobre imię Pruszcza na szwank. Wywołał skandal rzucając w bezbronną kobietę butelką. Tego nie było w planach! Pan Watza z kolei nie wywiązał się z obwiązującej go umowy, bo dostarczył na scenę pijanego artystę.
Dodajmy, że rzucił butelką w oko kobiety. Mógłby zapłacić, przynajmniej ze wstydu.