Zła wiadomość dla Andrzeja Żuławskiego: sąd oddalił wniosek jego pełnomocników o odrzucenie pozwu Weroniki Rosati. Oznacza to, że aby wyjaśnić "inspiracje", którymi posłużył się w swojej książce Nocnik, będzie musiał spotkać się z Werą na sali sądowej.
Proces o ochronę dóbr osobistych rozpoczął się we wtorek. Rosati wytoczyła go Żuławskiemu oraz wydawcy powieści. W marcu sąd zakazał dalszej publikacji i dystrybucji Nocnika, do czasu wydania wyroku w sprawie. Weronika żąda 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia oraz przeprosin w mediach za, jak twierdzi, naruszenie jej dóbr osobistych, prawa do prywatności i godności jako kobiety.
Pełnomocnik wydawcy książki, mecenas Jerzy Naumann twierdzi, że Rosati nie jest opisaną w powieści Esterką, dlatego nie posiada tzw. legitymacji czynnej procesowej, więc nie może być powódką w tej sprawie. Pełnomocnik Weroniki, mecenas Maciej Lach ma dokładnie odwrotne zdanie - czyli potwierdza, że jest ona pierwowzorem "szmaty w którą spuszczają się hollywoodzkie ch..." - i to jemu rację przyznał sąd. Prawnik reżysera nie wyklucza odwołania. Uważa, że Nocnik w ogóle nie może być rozpatrywany w kategoriach prawdy i fałszu, dlatego pozew jest bezpodstawny.
Reprezentujący Rosati mec. Lach powiedział z kolei dziennikarzom:
W książce mamy wiele faktów biograficznych, które zostały okraszone licznymi informacjami nieprawdziwymi i krzywdzącymi ocenami. Z jednej strony mamy prawdę, a z drugiej fałsz, a czytelnik odnosi wrażenie, że wszystko jest prawdą.
Jak myślicie, czy Werze uda się wywalczyć 200 tysięcy? I czy to wystarczająco dużo za naruszenie godności kobiety? Przypomnijmy, że Żuławski już zapowiedział, że woli pójść do więzienia, niż zapłacić swojej kochance... (zobacz: Żuławski: "NIE ZAPŁACĘ ROSATI ANI GROSZA! Pójdę do więzienia!")