U Iwony Węgrowskiej ciągle dramatycznie. A to ktoś jej dosypał trucizny ("kwasu") do napoju, a to ludzie się na nią uwzięli śmiejąc się z jej nowych, wielkich ust... Tym razem postanowiła opowiedzieć w Super Expressie, że miała wypadek samochodowy.
To były najgorsze sekundy w moim życiu - wyznaje tabloidowi. Wracałam z Warszawy i jechałam do moich rodziców, bo akurat przebywają w sanatorium na Ślasku. Koło północy w Koszęcinie za Częstochową próbowałam wyprzedzić jeden samochód. Gdy tylko zaczęłam przyspieszać, kierowca złośliwie zrobił wszystko, żeby nie udało mi się go wyminać. Miałam wrażenie, że chce mnie zepchnąć.
Nagle zobaczyłam, że z naprzeciwka coraz szybciej zbliza się ciężarówka. Nie miałam już możliwosci wyprzedzić tamtego kierowcy, ani się za niego schować. Odrzuciło mnie w bok i wpadłam w rów, pełen błota i mułu, głęboki na 3 metry. Uderzyłam klatką piersiową o kierownicę. Mocno pociągnęły mnie pasy. Cały czas boli mnie obojczyk. Trafiłam do szpitala na obserwację. Na szczęście nic poważnego nie stwierdzono.
Co ciekawe, twierdzi, że nigdzie nie zgłosiła wypadku, nawet w towarzystwie ubezpieczeniowym, a samochód wyciągnęli z rowu wezwani na pomoc znajomi.
Historia brzmi co najmniej jak z Pojedynku na szosie Spielberga. Oglądaliście?