Zaczęło się od autorki bestsellerowej powieści, Małgorzaty Kalicińskiej. Rozczarowana tym, co TVP zrobiła z jej książką, postanowiła publicznie opowiedzieć o kulisach produkcji. Twierdzi, że podsunięto jej do podpisania umowę nie zabezpieczajacą dostatecznie jej praw. Już podczas prac nad pierwszym sezonem serialu, stalo się jasne, że nie ma on wiele wspólnego z literackim pierwowzorem. Wielbicielki książki poczuły się mocno zawiedzione. Zobacz: Autorka o "Domu nad rozlewiskiem": "TO POGARDA DLA WIDZÓW!"
Przy realizacji drugiej części TVP obiecała Kalicińskiej lepsze warunki współpracy. Pozwolono jej wybrać scenarzystów, którzy jej zdaniem najlepiej oddadzą ducha książki. Jak donosi tygodnik Życie na gorąco, żaden z nich nie wiedział, że stacja zatrudniła także czwartego scenarzystę, który poprawiał scenariusz według wytycznych producentów.
Niezadowoleni sa niemal wszyscy - pisze tabloid. Scenarzyści, bo poharatano ich pracę. Aktorki - bo dialogi z książki podobają im się o wiele bardziej niż te napisane nie wiadomo przez kogo. Zadowolony z biegu wydarzeń może być tylko czwarty scenarzysta, który domaga się stosownych tantiem i finansowego zadośćuczynienia. Trudno się dziwić, że pozostali na taką zmianę w umowie nie wyrażają zgody. Tak jak wcześniej nie wyrazili zgody na przeróbki w odcinkach. Konflikt narasta.
Sytuacja stała się tak poważna, że całkiem prawdopodobne wydaje się, że znajdzie finał w sądzie. Czy tak zakończy się historia popularnego serialu? Byłaby to jedna z większych porażek telewizji.