Monika Richardson to kolejna osoba, która została wyrzucona z telewizji publicznej. W ramach uzasadnienia tej decyzji usłyszała, że "jej usługi nie są już potrzebne". Prowadząca program Europa da się lubić przekonuje, że zakończenie współpracy to dla niej... powód do radości. Z jej wypowiedzi wyraźnie wynika, że ten okres jej życia nie należał do zbyt radosnych.
Nie jestem pracownikiem telewizji publicznej od sześciu lat. Nigdy już nim nie będę. Wiem to już od sześciu lat, że nim nie będę – deklaruje w rozmowie z Wideoportalem. Nie chcę mieć nic wspólnego z tą instytucją. Absolutnie! Chociaż wiem, że wychodząc stamtąd zostawiam tam wielu wspaniałych, wspaniałych ludzi, którzy podobnie jak ja dusili się tam i nadal duszą. Jeszcze się trochę poduszą.
Nie wrócę do TAKIEJ telewizji publicznej – tłumaczy swoją decyzję prezenterka. Wymienia się poziom prezesów i dyrektorów, którzy nie maja nic do powiedzenia. A tak zwany drugi garnitur zostaje. Ten drugi garnitur jest właśnie najgorszy. Ludzie, którzy robią program na co dzień spotykają się właśnie z tym drugim garniturem. Żeby nie powiedzieć z druga ligą. Oni byli, są i będą. I z nimi nie mogę pracować.
Richardson nie narzeka na brak zajęć. Właśnie kończy pisać książkę, która ma się ukazać w pod koniec października. Zobaczymy, czy obrazi w niej kogoś z imienia i nazwiska.