Janusz Józefowicz nie daje taryfy ulgowej nawet swojej żonie i matce dziecka. Pilnuje każdego kroku Nataszy i próbuje mieć nawet wpływ na to, jak gra w cudzych filmach. Urbańskiej wydaje się to nie przeszkadzać. Wręcz przeciwnie. W wywiadzie dla Vivy nazywa go "mistrzem". Pachnie trochę sektą i praniem mózgu (to ostatnio popularny temat). Zapytana, czy nie boli jej, że ludzie plotkują, że nie osiągnęłaby tego, co ma, bez Józefowicza, odpowiada:
Nie, bo to jest prawda – mówi. W tym zawodzie wspaniale jest mieć swojego mistrza, kogoś, od kogo można się wciąż uczyć.
Wspomina również swoje początki w Teatrze Buffo. To dopiero obecny mąż nauczył ją obycia ze sceną. Dzisiaj tak dużo czasu spędza w pracy, że nie ma go na nic innego.
Zostałam przyjęta do teatru jako tancerka. Chciałam śpiewać, ale miałam o tym mgliste pojęcie. Od tamtej pory szlifuję swoje umiejętności, żeby w oczach mojego mistrza znaleźć uznanie. Cena sukcesu? Nie uczestniczę w życiu towarzyskim, nie mam czasu dla przyjaciół i rodziny. A w kinie byłam ostatnio... Nie pamiętam kiedy.
"Szlifuję, by znaleźć uznanie w oczach mojego mistrza"... Czy tak się mówi o mężu?