Wygląda na to, że Weronika Marczuk naprawdę się postarała i w trakcie prac nad książką Chcę być jak agent udało jej się dotrzeć do wstydliwej przeszłości agenta Tomka. Jak twierdzi, 12 lat temu zabił on na skrzyżowaniu we Wrocławiu młodą kobietę, Galinę Ł. Jak ustaliła policja, Tomasz K. wjechał na skrzyżowanie z prędkością 120 km/h. Prędkość auta, którym jechała Galina Ł. wynosiła nie więcej niż 10 km/h. Kobieta nie miała żadnych szans w starciu z rozpędzonym samochodem.
Zobaczyłem, że ta dziewczyna wypadła z samochodu - zeznał świadek. Ofiarę wypadku policjanci opisali w raporcie następująco: waga ok. 55 kg, wzrost 164. Brunetka lub zafarbowane włosy. Starannie umalowana, młoda, ładna kobieta.
Osierociła małą córeczkę. Rok później Tomsz K. został skazany na rok w zawieszeniu oraz 1 tysiąc złotych dla kobiety, która przejęła opiekę nad osieroconą 5-letnią Żanetą. Po procesie, jak gdyby nigdy nic wrócił do swoich obowiązków służbowych.
Wygląda więc na to, że Weronika przyjęła strategię kwestionowania wiarygodności agenta Tomka. To na pewno dobry pomysł. Pytanie, jak ma się to do 100 tysięcy złotych, które wzięła w restauracji, nie będzie raczej nikomu zaprzątać głowy.
Mam nadzieję, że już wkrótce cała sprawa się wyjaśni, a ja będę mogła wrócić do normalnego życia - mówi Super Expressowi Marczuk. Na razie trudno mi jest funkcjonować z takim ciężarem.
_
_