Po wczorajszym odcinku Tańca z gwiazdami wielu odetchnęło z ulgą. Kasia Tusk pożegnała się z programem i prawdopodobnie również z telewizją. Ale po kolei.
Wszystkie pary, które występują na takim etapie programu, mają ogromne szanse na zwycięstwo. Z pewnością zasługują na nie Ivan Komarenko i Blanka Winiarska, którzy w niedzielę pokazali klasę w tangu i radość w cza-czy. Duży wpływ na zaskakujący występ Ivana miał przyjazd jego mamy, która z widowni podziwiała popisy syna.
Nie zaskoczył, a może lepiej - nie rozczarował i tym razem Krzysztof Tyniec z Kamilą Kajak. Zaprezentowali cza-czę w ciekawej oprawie scenicznej oraz dostojnego i urzekającego walca angielskiego, który spokojnie dorównywał tańcom turniejowym. Ciekawe jest to, że choć najstarszy, Krzysztof ma spośród "gwiazd" najlepszą kondycję i nie zdarza mu się zadyszka.
Wisienkę z tortu zostawiamy na koniec: Kasia Tusk i Stefano Terrazzino. Stylistyka ostatniego odcinka, włoskie piosenki, sprawiła, że Stefano, jako rodowity Sycylijczyk, czuł się jak ryba w wodzie. Niestety, jego zaangażowanie w żaden sposób nie udzieliło się Kasi. Z buzi Tuskówny nie schodził uśmiech, który zdradzał świadomość własnej niedoskonałości. Przynajmniej nie można jej zarzucić pychy. Tango było dobre, ale nie powalające, jak na półfinał. Może to dobrze, że odpadli - sesja się zbliża, a Kasia należy ponoć do sumiennych studentek.
Mówi się, że talent ujawnia się w co drugim pokoleniu. Frywolne, za to pozbawione treści Ola Kwaśniewska, Maria Wałęsa i teraz Kasia Tusk to potwierdziły, zawstydzając tylko zasłużonych ojców. Mamy nadzieję, że TVN skończy z niesmacznym obsadzaniem w programach dzieci "znanych osób", wokół którego zawsze roznosi się smrodek nepotyzmu.