Sara May postanowiła dzielnie bronić swojego wyretuszowanego do bólu plakatu wyborczego. Szczołek przekonuje na swoim blogu, że "kampania ma być głośna, skuteczna medialnie i wyrazista", zaś zdjęcie nie ma ukazywać poglądów kandydata ani jego kompetencji. Tak, tu się zgadzamy – plakat Szczołek ani trochę nie oddaje jej kompetencji. May przekonuje, że pozowanie w bikini to wyraz jej postępowego podejścia.
Czy wszyscy kandydaci muszą być identyczni? Czy wszyscy muszą być w garsonkach i garniturach? Spięci, smutni, zdołowani, zestresowani i nadęci? Bo tacy przecież jawią się na billboardach. Jak można oddać głos na kogoś, kto na zdjęciu wygląda jak umarlak? Jak można zaufać komuś, kto zmęczony jest życiem i ma głęboką depresję w oczach? Tacy ludzie zwykle kandydują. To niby oni mają zmieniać Polskę?
Sara uważa się za idealną kandydatkę, gdyż w końcu taka "uczciwa, niezależna, ambitna, szczera i młoda dziewczyna" jest lepsza od "starych pryków". Oczywiście jej przegrana jest już niemal przesądzona, tym razem nie za sprawą spisku wytwórni i show-biznesu, ale z powodu jej… urody. Na swoim blogu w najnowszym wpisie Szczołek wymienia w punktach, dlaczego raczej nie dostanie się do samorządu:
Dlaczego raczej sceptycznie oceniam swoje szanse? - startuję z listy 35, wspólnoty samorządowej „Nasze Miasto" a jak wiadomo największe szanse mają listy dużych partii - mam miejsce 11 a zwykle wchodzą kandydaci z 1 lub ostatniej pozycji - mamy społeczeństwo konserwatywne i katolickie , więc forma mojej kampanii może być dla niech zbyt kosmiczna - jestem na zdjęciu za ładna, co może spowodować alergię na mnie wielu pań - niektórym nie mieści się w głowie, że dziewczyna może być inteligentna i atrakcyjna zarazem - moja kampania była bardziej globalna niż lokalna
Faktycznie "globalna" - zobacz: Sara May robi nam już obciach za granicą!