Weronika Marczuk ma problemy. Jej były przyjaciel, znany całej Polsce jako agent Tomek, zaczął mówić. I to w mediach, a tego, jak wiadomo, "celebrytka" boi się najbardziej. Była gwiazda TVN-u liczyła chyba na to, że jej wersja, powtarzana dziesiątki razy w najróżniejszych mediach i w książce, stanie się obowiązującą, a atakowany przez nią agent będzie milczał na zawsze, dochowując tajemnicy służbowej. Póki pracował w CBA, nie miał innego wyjścia. Niestety, przyszedł czas na konfrontację. Po tym, co już usłyszeliśmy od agenta Tomka, Weronika ma rzeczywiście chyba tylko jedno wyjście - dyskredytowanie go do upadłego. Jeżeli bowiem choć część tego, co mówi, jest prawdą, kompromituje ją to całkowicie, a co gorsza - ośmiesza.
Warto przy tej okazji pamiętać o tym, że były mąż Weroniki, Cezary Pazura, znający doskonale ją, jej zwyczaje i charakter, nie miał zdaje się wątpliwości co do powagi oskarżeń. Od razu odciął się od niej i powiedział mediom, że - cytujemy - żałuje, że nosi ona jego nazwisko. Dlaczego nie mielibyśmy wierzyć w coś, w co zdaje się uwierzył człowiek znający ją od kilkunastu lat?
W nowym wywiadzie były agent CBA wyjaśnia, dlaczego jest atakowany przez Weronikę Marczuk i byłą posłankę PO, Beatę Sawicką. Jego zdaniem to normalny mechanizm stosowany z konieczności przez osoby publiczne oskrażane o poważne przestępstwa.
Złapany na gorącym uczynku handlarz narkotykami siedzi cicho - jego celem jest najniższy wyrok i wyjście na wolność, by dalej zarabiać - mówi w rozmowie z Gazetą Polską. Przyłapana na przestępstwie osoba publiczna bez zahamowań używa mediów do maksymalnego polepszenia swojej pozycji procesowej. Poprzez media stara się oczyścić z zarzutów, wpłynąć na wymiar sprawiedliwości. Jednym słowem, chce sparaliżować lub przytępić działanie instytucji państwowych w swojej sprawie. To przykre, że media godzą się na pełnienie takiej roli.
Ci którzy wypisywali i wygadywali te bzdury, mieli świadomość, że jako funkcjonariusz nie będę mógł się bronić - kontynuuje. Gdybym ujawnił przebieg moich działań, naraziłbym się na zarzuty karne. Proszę mi jednak wierzyć, że niczego bardziej nie chcę niż upublicznienia akt sprawy dotyczącej pani Sawickiej i pani Marczuk. Wtedy Polacy mogliby sami się przekonać.
Skoro tak, miejmy nadzieję, że te akta zostaną odtajnione i każdy będzie mógł sam wyrobić sobie zdanie. Byłoby to lepsze i z pewnością ciekawsze niż książkowe wyznania Weroniki i Tomka.