Marek Kondrat, który niedawno skończył 60 lat, od pewnego czasu odczuwał dokuczliwe bóle w klatce piersiowej. W końcu stały się tak silne, że zaczęły uniemożliwiać mu normalne funkcjonowanie. Diagnoza kardiologa nie wypadła zbyt pomyślnie. Aktor dowiedział się, że praktycznie w każdej chwili grozi mu zawał.
Jedynym sposobem, żeby zminimalizować ryzyko jest operacja poszerzenia tętnicy. Bez tego zabiegu aktorowi grozi zator, a w konsekwencji zawał serca. Kondrat rozsądnie postanowił nie zwlekać i w pierwszym możliwym terminie zgłosił się do szpitala. Jak donosi Świat i Ludzie, operacja przebiegła pomyślnie, a aktor poczuł się wkrótce tak dobrze, że wypisał się ze szpitala na własne życzenie.
Chciał wrócić do pracy, domu i do ukochanego psiaka Bodo - mówi tabloidowi jego znajomy.
Mimo pomyślnego uniknięcia groźby zawału, Kondrat nadal wyklucza powrót do aktorstwa: Nie chodzę do kina, do teatru - wyznał niedawno. Oddaliłem się, bo koszty tego zawodu były dla mnie zbyt duże, masę rzeczy straciłem. Byłem na planie filmu kiedy umierała moja matka. Ten zawód nie był wart takiej ceny.