To już chyba koniec sielankowego narzeczeństwa Weroniki Marczuk i Macieja Gołyźniaka. Oficjalnie był mężczyzną jej życia, planowali razem ślub i dziecko. Niestety, opinia, którą Marczuk wyjawiła ponoć w chwili szczerości agentowi Tomkowi, prezentowała się nieco inaczej. Przypomnijmy:
Strasznie jest nieogarnięty finansowo - cytuje Weronikę agent Tomek w swojej książce. Artysta, co nie zarabia tylko siedzi w domu i wali w bębny. Ale nic z tego nie wynika. On tylko gra, a ja chciałabym pojechać na jakieś wakacje. Jego nie stać na żaden wyjazd. A ja przecież nie będę za niego płacić.
Nawiasem mówiąc agent Tomek twierdzi, że miałaby z czego. Jak ujawnia w swojej książce były funkcjonariusz CBA. Marczuk potrafiła się targować. Kiedy zadeklarował, że wpłaci na jej fundację 20 tysięcy złotych, ona zażądała... 600 tysięcy.
Nic dziwnego, że trochę jej się priorytety z Gołyźniakiem rozmijały. Zdaniem znajomych Weroniki wspomnienia agenta Tomka ostatecznie pogrążyły ten związek. Gołyźniak, który wspierał ją w ciężkich chwilach po aresztowaniu, nie wybaczył jej nielojalnych wypowiedzi i interesowności.
Marczuk rzeczywiście wyjechała w końcu na wymarzone wakacje. Z koleżankami, które najwyraźniej mogły zapłacić za siebie.
Nie zabrała go w tę podróż - mówi Na żywo znajomy Gołyźniaka. _**I nikt tak naprawdę nie wie, czy Weronika jest jeszcze z Maćkiem czy nie.**_
Jak poczulibyście się, gdyby dziewczyna tak o Was powiedziała? I to w dodatku facetowi, którego, jak twierdzi, uważała za najgorszego wieśniaka...