Skandal z byłą żoną Cezarego Pazury, Weroniką "żałuję, że nosi moje nazwisko" robi się coraz poważniejszy. Odkąd agent Tomek przestał być agentem i przestała obowiązywać go tajemnica służbowa, zaczyna mówić publicznie o szczegółach sprawy, która z jego perspektywy wygląda "trochę" inaczej, niż to, co słyszeliśmy dotąd w mediach. Szczegóły jego wersji zdarzeń publikuje Gazeta Polska. Jeżeli jest ona prawdziwa, trudno o coś bardziej kompromitującego byłą gwiazdę.
_**Weronika Marczuk sama zażądała łapówki w wysokości 100 tysięcy euro**_ - pisze gazeta. Następnie wymyśliła, żeby część przekazano jej pod stołem, a część przelewem na fakturę za rzekome usługi prawnicze. Fakturę wystawiła z datą o pół roku wsteczną. W rzeczywistości agent nie potrzebował usług prawniczki, o czym wcześniej ją wyraźnie informował. Nagrania tej rozmowy znalazły się w prokuraturze.
I dalej:
Szef Wydawnictw Naukowo-Technicznych [o których "fajnej prywatyzacji" miała powiedzieć Tomkowi Weronika] Bogusław S. informował w szczegółach, jak zniechęci do przetargu potencjalnych inwestorów-intruzów. Ponieważ bał się wpadki w stylu Sawickiej, w zamian nie żądał pieniędzy, tylko stanowiska prezesa sprywatyzowanej firmy, wykupienia służbowego mieszkania, samochodu służbowego i zatrudnienia w firmie członków swojej rodziny.
Jak wszyscy pamiętamy, były mąż Weroniki nie miał zdaje się wątpliwości, że oskarżenia te mogą być prawdziwe, bo po aresztowaniu byłej żony natychmiast publicznie się od niej odciął. Zapewniał, że nie ma z nią już nic wspólnego. Kto może lepiej ją znać niż były mąż?