Agent Tomek, od czasu przejścia na emeryturę znany również jako Tomasz Kaczmarek, wyraźnie rozsmakował się w udzielaniu wywiadów mediom. W zasadzie się nie dziwimy się - przez rok, zobowiązany tajemnicą zawodową, nie miał prawa w ogóle zabrać głosu w sprawie zatrzymania Weroniki Marczuk, podczas gdy celebrytka obskoczyła chyba wszystkie możliwe redakcje, lansując swoją wersję wydarzeń. Co prawda emerytowany funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego nadal nie może zdradzić szczegółów trwającego postępowania, jednak może się już bronić. I jak widać z tej okazji korzysta.
_**To te osoby składały mi propozycje korupcyjne, ja zachowywałem się profesjonalnie**_ - przekonywał w rozmowie z Polsat News. Pani Sawicka, jeśli płakała, sama jest sobie winna, że do tego doszło. Bardzo bym chciał, żeby szersza publiczność zobaczyła cały materiał zebrany w tych sprawach. Niektóre media, niektórzy z dziennikarzy wytoczyli wobec mnie frontalny atak, wręcz linczując mnie, a ja, jako funkcjonariusz CBA nie mogłem nic zrobić, nie mogłem się bronić.
Tłumaczył również, dlaczego zachowywał się, jak to później określiła sama Weronika, "wieśniacko". Była to część jego działalności operacyjnej - jak twierdzi, nie najbardziej upokarzająca.
Bywając w towarzystwie "białych kołnierzyków" musiałem nosić garnitury, jeździć drogimi samochodami, bo są to narzędzia do zwalczania przestępczości. Jak pracowałem nad handlarzami narkotyków, to nosiłem tandetne dresy ze stadionu dziesięciolecia, to był mój mundur do pracy. (...) Do mediów moje zdjęcia dostarczyła osoba ze środowiska państwa Kwaśniewskich. To była zemsta.