Wczorajszy odcinek Jak ONI śpiewają przypominał nieco konkurs łyżwiarstwa figurowego na lodzie - jazda obowiązkowa oraz program dowolny. W tej obowiązkowej okaleczono muzykę Czerwonych Gitar oraz zespołu ABBA. "Program dowolny" został potraktowany zaś przez niektórych wykonawców aż nazbyt dowolnie i frywolnie.
O plastikowej parze prowadzących można by już nawet nie wspominać, gdyby nie sukienka Kasi Cichopek, jako żywo przypominająca abażur lampy. Edyta Górniak, śpiesząc się widocznie, nie odwinęła nogawek dżinsów - choć nie sądzę, aby przyjechała na rowerze. Wszak na rowerze zniszczyłaby swoją fruzurę à la Weronika Rosati. Dajmy spokój. W końcu słyszeliśmy już, że "Edzia to gwiazda"...
Łukasz Płoszajski nie ocalał, będąc zagrożonym w poprzednim programie. Szczerze mówiąc, świetne sprawdził się w roli czwartego jurora i z jednej strony szkoda, że nie było go tam już wcześniej. Celne riposty, luz i pewien wdzięk całkowicie zatarły w pamięci niezbyt porywające popisy wokalne.
Włodzimierz Matuszak trzyma się swojej roli dojrzałego faceta. Bez większych potknięć przebrnął przez Historię jednej znajomości Czerwonych Gitar. Niestety, wyjatkowo zmęczył nas w programie dowolnym Parostatkiem Krzysztofa Krawczyka. Zagrożenie nie było więc zaskoczeniem.
Edyta Herbuś... Mandaryna na żywo brzmi nieco czyściej. A uczynienie z Mamma mia paso doble mówi samo za siebie. Co prawda Edyta Górniak odkryła w imienniczce "charyzmę", ale o faworyzowaniu przez nią Herbuś już pisaliśmy... Drugi występ tancerki to już absolutna porażka. Okaleczone zostało Jo le taxi Vanessy Paradis. Najgorsze jest jednak to, że Edyta robi to wszystko na serio. Jako że znów jest zagrożona - jest nadzieja, że wkrótce ktoś sprowadzi ją na ziemię.
Tradycyjnie nie zawiódł Robert Moskwa i ratował konwencję programu brawurowo wykonująć Tak bardzo się starałem. Zasłużył na otrzymane noty i owację.
Natasza Urbańska zaczyna być w tym programie nieco podrasowaną wersją Edyty Herbuś. To znaczy oczywiście - śpiewa bardzo dobrze, ale często zdarza się jej przedobrzyć z wizerunkiem. W asymetrycznej brzoskwiniowej kreacji przypominała nieco płaszczkę po jednostronnej amputacji. To faktycznie było Waterloo. Wykonanie zaś Oczu szeroko zamkniętych było poprawne, ale bez polotu.
Profesjonalnie i można powiedzieć gwiazdorsko zaprezentowała się za to Agnieszka Włodarczyk, choć wiatr wiał jej w oczy niemiłosiernie z ustawionego przed nią wentylatora. Dwa występy i dwie doskonałe aranżacje. Nie ukrywamy, że liczymy na jej zwycięstwo.