Mamy już za sobą huczne pożegnanie minionego roku. Na scenach w wielu miastach koncertowały polskie i zagraniczne gwiazdy. Na imprezie Polsatu wystąpiła Doda, która wcześniej obiecała, że podpali się na scenie. Zapowiadało się gorące show. A jak było naprawdę?
Doda rzeczywiście przygotowała coś nowego – zobaczyliśmy ją w nowych strojach i nie było "wołowych" akcentów. U boku narzeczonej Nergala wystąpiły drag queen, wśród których nie zabrakło jej "sobowtóra", Dżagi. Na mężczyznach przebranych za kobiety właściwie skończyło się typowe dla Dody szokowanie publiczności. Do płonących mikrofonów, wiszącej nad sceną ze skrzydłami anioła Rabczewskiej i erotycznych póz wszyscy już przywykliśmy. Doceniamy jednak, że się starała i obiecywała ze sceny, że "zrobi nam dobrze".
Gwoździem programu miało być podpalenie Dody, które w efekcie nie wyglądało zbyt widowiskowo. Piosenkarka stanęła na scenie, a z jej rąk posypały się iskry. Pomimo tych prób rozgrzania atmosfery pod koniec występu wykonująca piosenkę Bad girls Rabczewska sprawiała wrażenie nieobecnej. Zapewne myślami była już na oddziale razem z Adamem Darskim, do którego pojechała natychmiast po zakończeniu występu.
Czy sylwestrowym koncertem Doda udowodniła, że nadal potrafi dać dobre show? A może została pokonana przez Edzię, Rodowicz i Kozidrak?