Układy panujące w domu Hugh Hefnera nigdy nie uchodziły za normalne. Oficjalnie mieszkało dobrowolnie mieszkało z nim kilka prostytutek, w tym jedna faworytka, uchodząca za jego dziewczynę. W prakyce jednak każda z nich otrzymywała pensję za sypianie ze starcem, pokazywanie się z nim na imprezach czy występowanie w reality show.
Jak wspomina jedna z byłych towarzyszek Hefa, najbardziej nieprzyjemny moment następował w czasie wypłaty. Twórca Playboya starał się za wszelką cenę obniżać kwoty za "usługi" wykonywane przez dziewczyny.
Każdego piątkowego ranka wszystkie szłyśmy do jego pokoju. Czekałyśmy chwilę, aż pozbiera wszystkie psie kupy z podłogi i prosiłyśmy o naszą wypłatę: tysiąc dolarów, które wyciągał ze swojego schowanego za półką z książkami sejfu - wspomina w swojej książce Izabella St James. Nienawidziłyśmy tego. Zawsze znajdował jakiś powód, aby coś z wynagrodzenia potrącić. Najbardziej nie podobały mu się złe relacje z dziewczynami, a konkretnie brak chęci do udziału we wspólnych orgiach razem z nim.
Kiedy któraś z nas była poza domem w czasie, kiedy Hef miał jakieś wielkie "wyjście", podczas którego musiał otaczać się wianuszkiem półnagich blondynek, to w takim przypadku również odmawiał wypłacenia pełnej sumy. To była jego tajna broń.
Ciekawe, czy swojej przyszłej żonie też będzie płacił. A raczej ile będzie płacił...