Artur Boruc po raz kolejny postanowił wytłumaczyć się ze swojej słabości do używek. Czy jest aż tak dobry, że może pozwolić sobie na imprezowanie i palenie papierosów, konkurując z zawodnikami na światowym poziomie? On sam twierdzi, że tak. Powód? Po prostu - zawsze robi w życiu to, co lubi.
- Żałuje pan, że po raz kolejny dał się złapać na piciu? - pyta go dziennikarka Wprostu. Tym razem w samolocie, którym reprezentacja wracała z Ameryki.
- Ja niczego w życiu nie żałuję. Jeśli coś robię, to znaczy, że mam na to ochotę. Ta ostatnia afera z alkoholem jest zresztą dziwna. Komuś musiało bardzo zależeć, żeby mnie w reprezentacji nie było, i dlatego ją rozdmuchał. A przecież wolno mi chyba wypić szklankę wina?
- A to była tylko szklanka?
- No, może dwie. Wie pani, jak wyglądają buteleczki z winem w samolotach? Są małe. Więc nawet jeśli wtedy wypiłem dwie albo trzy takie buteleczki, to nie mogłem być pijany. A zresztą wszyscy byliśmy już po pracy, żaden z nas nie był ubrany w dres z napisem "Reprezentacja Polski", więc wydaje mi się, że mieliśmy prawo się napić.
Boruc tłumaczy się też ze swojego drugiego nałogu, znacznie groźniejszego dla sportowca. Jego argumentacja jest rozbrajająca. Nie dość, że pali, to nie zamierza nawet tego ukrywać. Plus za szczerość. Minus za wyobraźnię. Choć może dopóki dobrze broni, może nawet ćpać i nic nikomu do tego? Jak uważacie?
- A czemu na swojej stronie internetowej zamieścił pan zdjęcie z papierosem?
- _**Jeśli ktoś ma ochotę zapalić papierosa, to nie jest koniec świata.**_
- Nawet dla sportowca?
- To nic strasznego. Pali bardzo wielu piłkarzy i nie widzę w tym niczego złego.
- I naprawdę uważa pan, że palenie nie wpływa na kondycję?
- _**Pewnie wpływa, ale na razie mi to nie przeszkadza.**_
Jak myślicie, czy taka pewność siebie go nie zgubi?