Takie historie bez wątpienia nie napawają optymizmem. Wczoraj Sąd rejonowy we Wrocławiu uznał Antoniego Gucwińskiego za winnego znęcania się nad niedźwiedziem o imieniu Mago. Jednocześnie odstąpiono od wymierzenia kary - wzięto pod uwagę fakt, iż wieloletni dyrektor wrocławskiego Ogrodu Zoologicznego przez całe swoje życie "propagował humanitarne traktowanie zwierząt"... Czy to powinno go tłumaczyć? Gucwiński musi jedynie zapłacić 1000 złotych na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Historia niedźwiedzia Mago zaczęła się w 1991 roku, kiedy to zwierzę zostało wraz z matką i dwiema siostrami przywiezione do zoo z Tatr. Miś żył spokojnie do 1997 roku, kiedy to jego siostra urodziła mu trzy córki - aby powstrzymać dalsze akty kazirodztwa zdecydowano o zamknięciu Mago w betonowym pomieszczeniu o wymiarach... 2 na 2 metry. Spędził tam 10 lat! Od czasu kiedy zaatakował karmiącego go pracownika - równiż bez dopływu światła dziennego i dostępu do wybiegu.
Taka sytuacja zaniepokoiła nie tylko odwiedzajacych ogród, ale także działaczy Fundacji Viva!. Najpierw złożyli oni doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, jednak po dwukrotnym umorzeniu sprawy postanowili dochodzić praw misia występując z oskarżenia prywatnego.
Gucwiński nigdy nie przyznał się do winy, twierdząc, że nie miał ani środków, ani możliwości, aby zapewnić Mago lepsze warunki życia. Do swoich sióstr mógł dołączyć jedynie po wykastrowaniu, a do tego ówczesny dyrektor dopuścić nie chciał, gdyż uważał niedźwiedzia za świetnego samca rozpłodowego... W 2007 roku, nowy dyrektor placówki, Radosław Ratajszczak, zdecydował się na kastrację zwierzęcia i Mago powrócił a wybieg. Teraz mieszka na nowym, obszernym terenie z drzewami i małym źródełkiem, gdzie każdy może go oglądać.
Były szef ogrodu argumentował w zeszłym roku, że powzięte przez niego środki wynikały z zasad bezpieczeństwa:
Dla zwierząt drapieżnych wejścia do klatek powinny być możliwie niewielkie. Zwierzęta powinny móc spokojnie przez nie przechodzić, ale nie można się spodziewać, że będą miały rozmiar domowych drzwi - zastrzegał Gucwiński i dodawał: Niedźwiedź jest zwierzęciem poruszającym się na czterech łapach, i to jest dla niego naturalna postawa. Oprócz tego pomieszczenie miało ok. 2,5 metra wysokości i niedźwiedź, gdyby chciał, mógł spokojnie stanąć na dwóch łapach**.**
Sąd pierwszej i drugiej instancji uznał, że Gucwiński nie dopuścił się przestępstwa, bo chociaż niedźwiedź przebywał w nieodpowiednich warunkach, były dyrektor nie mógł zapewnić lepszych, a także cały czas poszukiwał dla niego innego, bardziej odpowiedniego miejsca. Jednak Sąd Najwyższy stwierdził, że w tym przypadku źle oceniono okoliczności, w których doszło do wyrządzenia Mago krzywdy. Zwrócono uwagę na to, że nad zwierzęciem można znęcać się również w sposób nieświadomy. Po ponownym rozpatrzeniu sprawy orzeczono, że Gucwiński winny jest wieloletniego, ale "nieświadomego" znecania się nad niedźwiedziem brunatnym.
Antoni Gucwiński nie chce komentować wyroku. _**Gdyby nie ja, jego skóra już dawno by gdzieś wyleniała**_ - rzucił jedynie.
Pełnomocnik Vivy!, mecenas Iwona Elżanowska oceniła w rozmowie z Gazetą Wyborczą, że jest to symboliczny, ale niezwykle istotny:
Ten wyrok jest bardzo ważny, gdyż wskazuje innym sądom, jak w świetle Ustawy o ochronie zwierząt należy traktować problem znęcania się nad zwierzętami.
Wyobraźcie sobie: 10 lat w betonowym pomieszczeniu 2 na 2 metry... Uważacie, że tysiąc złotych to wystarczająca kara?