O tym, że program Stand up. Zabij mnie śmiechem nikogo nie śmieszy, wiadomo było niemal od początku jego emisji. Słupki oglądalności nie pozostawiały złudzeń - od pierwszego odcinka program notował stały odpływ widzów. Większość z nich tracił na rzecz konkurencyjnego Mam talent emitowanego o tej samej porze.
Prowadzący Tomasz Kammel, który z niejasnych przyczyn uwierzył w swój wielki talent kabaretowy, starał się ratować program. Po zakończeniu pierwszej serii błagał szefów Polsatu o kolejną szansę. Na początku wydawało się, że coś z tego będzie. Stacja zastanawiała się nad zmianą godziny nadawania i zmianami, które uatrakcyjnią program. Po namyśle uznano jednak, że nie ma sensu ratować show i wyrzucono Kammela z wiosennej ramówki.
Na otarcie łez pozostał mu nowy projekt w Polsat News, program publicystyczny Pan, wójt i pleban jednak to oznacza odsunięcie na boczny tor. To dla Tomka spory cios. Nie dość, że Polsat rozwiał jego marzenia o karierze kabaretowej, to chyba nie tak wyobrażał sobie swój wielki powrót na wizję. Przecież na bezrobociu zapewniał w wywiadach, że "ludzie za nim tęsknią"...