Monika Kuszyńska coraz odważniej wraca do show biznesu. Daje koncerty, udziela wywiadów i występuje w programach telewizyjnych. Nadal nagrywa też swoją solową płytę. W środę pojawiła się w programie Między kuchnią a salonem, gdzie opowiedziała o swoim życiu po wypadku samochodowym.
Priorytetem są teraz dla mnie ludzie, którzy są wokół mnie: rodzina, przyjaciele, miłość, przyjaźń, relacje między ludźmi - mówiła Kuszyńska. Każdy moment wiem, że jest cenny. Każdy moment w życiu staram się przeżyć świadomie. Lubię spędzać czas z ludźmi, lubię zwykłe rozmowy, po prostu takie spokojne spędzanie czasu. Nie potrzebuję wielkich fajerwerków, żeby być szczęśliwą.
Piosenkarka opowiedziała również o swoim nowym związku. Długo nie mogła uwierzyć, że jeszcze kiedyś znajdzie miłość. Przez pół roku od wypadku nie była w stanie spojrzeć w lustro.
Dziewczyna na wózku kocha tak samo, jak ta, która chodzi. Nie spodziewałam się. Ja słyszę od różnych kobiet, że kiedy trafia im się taka miłość prawdziwa i fajny związek, to raczej się tego nie spodziewają. Jestem w specyficznej sytuacji i długo nie mogłam uwierzyć w to, że mogę być atrakcyjna dla mężczyzny - zwierzyła się. Długo nie mogłam zaakceptować siebie. Myślałam, że jestem kompletnie niefajna. Musiałam znów od nowa odkryć siebie i polubić i zobaczyć w lustrze kogoś ładnego.
Kuszyńska wyznała również, że po wypadku nie mogła liczyć na kolegów z Varius Manx. Nie ma im jednak tego za złe, bo nigdy nie traktowała ich jako bliskich przyjaciół. To dosyć bolesne słowa:
Wcześniej nie zawierałam przyjaźni, nie umiałam tego zrobić. Miałam znajomych różnych, z branży i nie tylko, ale głównie z tego świata, w którym obracałam się na co dzień. To były bardzo powierzchowne znajomości. Kiedy to się skończyło, kiedy tych ludzi nagle nie było wokół mnie, to nie zdziwiłam się szczególnie, a wręcz ulżyło mi nawet, bo to nie były postaci, które w tak ciężkiej, tak intymnej sytuacji chciałabym przy sobie widzieć - mówi, po czym opowiada o muzykach z zespołu: Fizycznie ich nie było. Nie mam pojęcia, czy duchowo byli. Mam nadzieję. Każdy przeżywał to jakoś na swój sposób, bo przecież nie mogło być pewnie inaczej. Natomiast moja relacja z nimi była równie powierzchowna jak te, o których mówiłam wcześniej.
Miejmy nadzieję, że mimo wszystko nie ma już do nikogo żalu. Z tym byłoby jej chyba najtrudniej żyć.