Poszło o... wydarzenie sprzed 40 lat. Maryla Rodowicz i Zbigniew Hołdys pojechali razem w trasę koncertową po ówczesnym ZSRR. Wiadomo, że zakończyli wtedy wspólpracę. W kwestii tego, jak to się stało, zdania są podzielone. Hołdys twierdzi, że odszedł z własnej woli z zespołu Maryli. W felietonie dla Wprost wspomina to zdarzenie, nazywając siebie "buńczucznym matołem", który "trzasnął drzwiami i zrezygnował z pracy u Maryli Rodowicz."
Jak się okazuje, piosenkarka zapamiętała to zupełnie inaczej:
Wkurza mnie gadanie Zbyszka Hołdysa - napisała na swojej stronie internetowej. Za gorzałę został wywalony z roboty przeze mnie w czasie trasy koncertowej w Rosji, a właściwie w Związku Radzieckim i odesłany do kraju.
Jej reakcja wyraźnie zdenerwowala Hołdysa, który w odpowiedzi postanowił przypomnieć, że Rodowicz jest już stara...
Maryla ma dużo lat i słabą pamięć - stwierdził taktownie w rozmowie z Super Expressem, czym doprowadził piosenkarke do furii. Pojechała więc po całości:
Ja mu dam lata! On jest niewiele młodszy ode mnie, co nie znaczy, że nie pamiętam - odpowiedziała wzburzona tabloidowi. Doskonale pamiętam! Zbyszka wyrzuciłam za pijaństwo, gdy grał u mnie na gitarze podczas mojej trasy po ZSRR. Od rana pił i na koncertach też był pijany. Ludzie to widzieli. Po prostu dał plamę. Musiałam go odesłać do kraju. Po tym wydarzeniu przez 15 lat się do mnie nie odzywał, nawet jak się gdzieś widzieliśmy. Dopiero po 15 latach zaczął mi mówić "cześć". Po prostu jest mu głupio. Gdyby przyznał się, że go wyrzuciłam, to musiałby powiedzieć wszystkim dlaczego. Przecież to wstydliwy temat.
Rzeczywiście, skoro upomniany wypomina Rodowicz, że jest stara. Najwyraźniej to dla niego coś wstydliwego, być może psującego wizerunek mędrca show biznesu.