Kupując szczeniaka modnej rasy Shar pei Kinga Rusin myślała chyba, że posłuży jej tylko jako ozdoba luksusowego życia. Ewentualnie za rekwizyt w kolejnej sesji zdjęciowej w Vivie. I rzeczywiście, chętnie pokazywała się z kosztownym nabytkiem, zabierała pieska do studia Dzień Dobry TVN, a nawet wystąpiła z nim w reklamie. Użyła go nawet do "ocieplającej wizerunek" okładki Mojego psa. Kiedy jednak okazało się, że Shar pei wymaga specjalnej opieki, gdyż inaczej zapada na trudne do wyleczenia dolegliwości skórne, Kinia się zniechęciła. Poza tym pies już się wizerunkowo "zużył".
Modny gadżet okazał się zbyt kłopotliwy, więc prezenterka postanowiła się go pozbyć. Jak donosi Rewia, na szczęście pomoc zaoferowała mama Kingi, ktora zdecydowała się zabrać psa do siebie. A Rusin w międzyczasie postanowiła kupić sobie... mniej kłopotliwego kota. Widocznie nie zraziły jej wyraźne dowody na to, że nie ma dobrej ręki do zwierząt.
Ale kto by się tym przejmował? W końcu to zwierzę jest dla Kingi a nie odwrotnie, prawda? Ma pasować do koloru mebli i nie chorować.