Marta Żmuda-Trzebiatowska podpisała niedawno intratny kontrakt reklamowy z producentem farb do włosów. W zamian za wyłączne prawa do jej głowy udało jej się wytargować całkiem niezła sumę. To wprawdzie oznacza, że przez czas obowiazywania kontraktu nie będzie mogła użyczać swojej twarzy żadnej innej firmie, ale uznała, że za 350 tysięcy warto pójść na pewne ustępstwa.
I nie byłoby w tym nic nowego, gdyby Marta nie przekonywała czytelników Faktu ustami swojej "znajomej", że... nie chodzi jej wcale o pieniądze.
Marta to babka z klasą. pieniądze nie są dla niej najważniejsze - mówi w rozmowie z Faktem znajoma aktorki (zakładamy, że co najmniej w porozumieniu z nią). Myśli poważnie o swojej karierze, więc na pewo nie przyjęłaby propozycji, która mogłaby źle wpłynąć na jej wizerunek.
Dowiadujemy się, że Żmudę ujął projekt reklamy i dlatego zdecydowała się na podpisanie takiego kontraktu... Rozumiemy, że każdy aktor chce dorobić i sprzedać głowę/twarz/nogę do reklamy farby, pasztetów, czy SMS-ów, ale żeby przekonywać, że robi to z ambicji...? Oto znak czasów. A satyrycy żalą się, że dzisiejsze czasy są mniej zabawne od PRL-u. Otóż nie. Wystarczy otworzyć gazety, usiąść wygodnie i się delektować.