Ostatnie kilka miesięcy to pasmo porażek w życiu Krzysztofa Ibisza. Debiut literacki i majstrowanie przy swoim wyglądzie sprawiły, że stał się po prostu śmieszny. Skończyło się na tym, że nie chcą go już oglądać widzowie, a sama Nina Terentiew wydaje się nie wiedzieć, co z nim zrobić. Krzysio doszedł więc do wniosku, że najlepiej będzie... pokazać, że ma do siebie dystans. Przyjął małą rolę w filmie Wojna żeńsko-męska, w którym wcielił się w rolę prowadzącego teleturniej.
Krzysztof Ibisz chętnie się zgodził, bo bardzo mu się spodobał pomysł parodiowania samego siebie - mówi Rewii reżyser filmu, Łukasz Palkowski. Pokazał, że ma olbrzymi dystans do swojej osoby i świetne poczucie humoru.
Tak, olbrzymi dystans... Ten sam, który pokazał, pisząc, że wygląda jak Daniel Craig z Casino Royale... Przypomnijmy, jak bezbłędnie go wyśmiano: Ibisz myśli, że jest Bondem...
Krzysio naprawdę powinien chyba zacząć sprawdzać, w jakich projektach bierze udział. Znowu swoje nazwisko związał z pokazową klapą. Zdzisław Pietrasik w Polityce tak skomentował film:
Może wstyd o tym przypominać, ale komedia, po pierwsze, powinna być przynajmniej trochę śmieszna.
Ale to polska komedia.