Czesław Mozil pojawił się na polskiej scenie muzycznej dość niespodziewanie. Z pochodzenia Polak, który prawie całe swoje życie spędził w Danii, zdobył sporą popularność dzięki swojej debiutanckiej płycie, która pokazała, że nawet w polskim show biznesie można jeszcze być oryginalnym. Album Debiut pokrył się podwójną platyną, jednak Mozil niespecjalnie dążył do "bywania" na branżowych imprezach. Teraz, kiedy został jurorem _**X Factor**_, wszystko może się zmienić. Chociaż sam zainteresowany zapewnia, że wcale tak nie będzie.
- Jestem sobą, i właśnie dokładnie dlatego zgodziłem się wystąpić w "X Factor" - mówi w wywiadzie z Polska The Times. Miałem na to ochotę i wiedziałem, że jeśli się nie zgodzę z obawy przed tym, co powiedzą ludzie, to właśnie dokładnie wtedy stanę się zależny od branży. Dalej robię to, co chcę, z pełną świadomością tego, co się dzieje, i konsekwencji, trzymając blisko ludzi, którzy są dla mnie ważni - moich muzyków i przyjaciół.
Jednak o samej branży muzycznej w Polsce Czesław nie ma zbyt dobrego zdania. Twierdzi, że w stacjach radiowych panuje "dziwna zmowa", a nasza rzeczywistość przesiąknięta jest dziwnymi układami z PRL-u.
- Dlaczego ja ciągle słyszę w radiu te same trzy kapele? Nie ma, niestety, potrzeby promowania nowych zespołów, bo to, oczywiście, wiąże się z ryzykiem. W Polsce boimy się podejmować jakiekolwiek ryzyko, nie tylko w sensie artystycznym, ale także biznesowym. Jest jakaś taka dziwna zmowa.
- Układ?
- Czasami mam takie poczucie, i to mnie drażni, że ktoś z kimś wypił wódkę po 1989 roku, i teraz jest wszystko cacy. To samo dotyczy tak urzędów, jak muzyki. Często mam wrażenie, kiedy chcę coś załatwić, że mam dwie opcje - mogę albo się na maksa podlizywać, albo być totalnym skurwysynem, żeby załatwić to, co chcę.
- W Polsce określenie "układ" kojarzy się jednoznacznie z polityką. Czy w muzycznym światku też są układy?
- Oczywiście, że są układy, tylko że nikt o nich nie mówi, żeby sobie nie strzelać w stopę.
Jesteśmy ciekawi, jak na te słowa zareaguje jego kolega z jury znany z dużej niechęci do słowa na "u".