Małgosia Socha była niegdyś jedną z licznych ofiar standardów nałożonych na gwiazdy show biznesu. Jeden nieprzychylny komentarz reżysera na temat jej wagi sprawił, że wpadła w kompleksy i doprowadziła się do koszmarnego stanu. Chudła w oczach.
Usłyszałam od reżysera, że jestem za potężna. Tak sobie wzięłam to do serca, że w półtora miesiąca schudłam 10 kilogramów. Zrezygnowałam ze wszystkich węglowodanów, a właściwie to ze wszystkiego. Jadłam bardzo mało, praktycznie prawie wcale. Głód zapijałam kawą latte – wspomina w wywiadzie z Takie jest życie. Owszem udało się, bo nagle stałam się rozmiarem 34. Ale oczywiście zaraz potem to się odbiło na moim zdrowiu. Byłam bardzo słaba, wypadały mi włosy, łamały się paznokcie. Później sama się w tym wszystkim jakoś zatraciłam. Absolutnie nie polecam sposobu, w jaki wtedy schudłam.
Aktorka udała się po pomoc do specjalisty i zapisała się na siłownię.
Na szczęście wystarczyło mi sił i rozumu, by zacząć to wszystko robić z głową. Przede wszystkim zmieniłam nawyki żywieniowe. Poza tym byłam pod opieką trenera, który ułożył mi ćwiczenia. Równocześnie dbałam o to, żeby nie chodzić głodna i pić dużo wody. Efekt utrzymuje się cały czas.
Socha podkreśla, że dzisiaj bardzo uważa na to, co je i ogranicza produkty, które mogą źle się odbić na jej figurze:
Ja już wiem, czego nie mogę jeść i to wykluczam. To są węglowodany. Pieczywo, ziemniaki, makarony, ryż jem tylko od święta. Za to gotowanego białego mięsa, ryb, warzyw i sałatek sobie nie odmawiam. Czasem gdy w pobliżu znajduje się makowiec z ulubionej cukierni, nie katuję się i odpuszczam sobie. Potem najwyżej solidniej ćwiczę na siłowni. Lubię śledzie i sernik. Ale pogodziłam się już z tym, że nie mogę jeść wszystkiego. Przynajmniej nie na co dzień.