Pod koniec stycznia Dorota Gardias umówiła się ze swoim przyjacielem na kolację. Pogodynka i jej znajomy wspólnie zjedli sushi, a następnie wybrali się do kina. W centrum handlowym parę zaczął fotografować paprazzi. Po zakończeniu seansu nadal czekał na Gardias i właściciela firmy eventowej z Trójmiasta.
Dorota i jej towarzysz wsiedli do samochodu i skierowali się do jej domu na Wilanowie. Szybko zorientowali się jednak, że paparazzi nie zamierza odpuścić i koniecznie chce się dowiedzieć, jak Gardias zakończyła wieczór.
Kilka minut potem zobaczyłam, że śledzi nas paprazzi. Jego samochód podjeżdżał _**niebezpiecznie blisko mojego, zajeżdżał mi drogę i gwałtowanie hamował**_ – opowiada pogodynka w Party. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się bardzo nerwowa i niebezpieczna. Próbowałam uniknąć zderzenia, omijając samochód paparazziego.
Wersję Doroty potwierdza także jej znajomy, z którym jadła kolację. Zdaniem biznesmena z Trójmiasta, winny całemu zajściu był oczywiście fotograf:
Stanąłem w obronie Doroty i swojej. Każdy normalny facet by się tak zachował na moim miejscu. Szarpanina z fotografem to wynik jego zachowań, napaści na nas. Ale wbrew temu, co on mówi, nie miałem przy sobie żadnego ostrego narzędzia.
Ostatecznie rozwiedziona prezenterka stwierdza, że popełniła błąd. Po pościgu z paparazzim oddała mu jego aparat i miała nadzieję, że to zakończy sprawę.
Żałuję, że dałam się sprowokować i bardzo nad tym ubolewam. Działałam pod wpływem emocji i stresu, bo czułam się zagrożona. Gdy dojechałam do apartamentu, zdałam sobie sprawę, jak głupio się zachowałam. Mój towarzysz kazał mi od razu jechać na policję, ale nie posłuchałam.
Oczywiście paparazzi działający pod pseudonimem... Gumiś twierdzi, że sytuacja wyglądała mniej niewinnie. Podtrzymuje wersję, w której towarzysz Gardias wskoczył przez okno do jego samochodu i groził, że... zaraz wyciągnie nóż! Oskarżył pogodynkę o napaść i zniszczenie wartego kilka tysięcy złotych profesjonalnego sprzętu.
Od razu wskoczył do mojego auta przez otwarte okno i próbował wyrwać mi aparat - wspomina fotograf. Gdy mu się nie udało, zaczął mi grozić, że zaraz wyciągnie nóż i go użyje. Wcale nie zajeżdżałem im drogi i nie robiłem nic, co mogło doprowadzić do wypadku. Dorota Gardias kłamie.
Nie popieramy absolutnie gonienia gwiazd samochodem i prowokowania ich. To kompletnie bez sensu. Ale z drugiej strony - grozić komuś nożem? Gardias mogła przecież zadzwonić na policję i byłoby po sprawie. A tak, jeżeli oskarżenie o groźbę karalną się potwierdzi, może to bardzo skomplikować sytuację.