W nowym Wprost przeczytać można dość obrazoburczy artykuł o polskich show "wyławiających" talenty. Obrazoburczy dla wszystkich, którzy sądzą, że cokolwiek, co w nich oglądają, dzieje się naprawdę. Przepytani przez tygodnik specjaliści nie pozostawiają złudzeń - wszystko jest w nich reżyserowane, a zwycięzcy dobierani według ról wyznaczonych w podręczniku zakupionym od właściciela licencji. Wszyscy wiedzą, że nie zrobią oni żadnych karier, ale wcale nie o to chodzi. W następnej edycji i tak będą kolejni.
Z artykułu dowiadujemy się między innymi, że "sukces" Magdy Welc był jedną wielką ściemą, a telewizja zagrała sobie cynicznie jej życiem i marzeniami:
W takich programach z góry wiadomo, jaki typ uczestników ma wystąpić, bo to formaty a nie produkcje własne - mówi Wprost Stanisław Trzciński, szef STC Records. Dlatego musi być nie tylko zdolna wokalistka, ale i uzdolniony skrzypek czy niepełnosprawny akordeonista, który podbije oglądalność. W przypadku "Mam talent" z góry było wiadomo, że mała dziewczynka, która zwyciężyła, nie zrobi kariery. Bo ona wcale dobrze nie śpiewa, tylko fajnie wykonuje jedną wyuczoną piosenkę, chwytającą za serce. To jest wybór pod publiczkę, niezwiązany z jakąkolwiek przyszłością artystyczną, zwykła ściema medialna.
Szkoda trochę dziewczynki, której telewizja wmówiła, że została gwiazdą. Ona mogła naprawdę w to uwierzyć.