Nie wiadomo, czy to wynik głębszych przemysleń, czy jednorazowa próba ocieplenia wizerunku. Kilka dni temu dawno nie widziany w Trójmieście Marcin Dubieniecki, nieoczekiwanie pojawił się przed szkołą, żeby odebrać córki. Potem wszyscy troje udali się do centrum handlowego, gdzie każda z dziewczynek otrzymała prezent.
Marne widoki na karierę polityczną i wisząca na włosku kariera zawodowa spowodowały, że młody prawnik brylujący ostatnio w stoicy wrócił na łono rodziny - obwieszcza radośnie Fakt. Do tej pory córkami zajmowała się przez cały czas Marta Kaczyńska.
Jak wspomina w rozmowie z tabloidem przyjaciołka rodziny, była europosłanka PiS Hanna Foltyn-Kubicka, Marcie doskwierała ostatnio samotność.
Ona tu, na Pomorzu, nie ma żadnej rodziny - mówi. Dzwoniła do mnie nawet dwa razy dziennie: ostatnio w sprawie przeziębienia dziewczynek, gdzie pojechać z nimi na weekend.
Mąż Marty w tym czasie brylował w ogólnopolskich mediach i pouczał stryja żony w kwestii "jedynki" dla córki zmarłego tragicznie prezydenta. Oczywiście w stolicy. Najwyraźniej właśnie z tym miastem Dubieniecki wiązał swoje nadzieje na przyszłość. Niedawna seria kompromitacji z pewnością trochę ostudziła jego zapędy. Pod wielkim znakiem zapytania stanęła nie tylko kariera polityczna, lecz nawet zawodowa. Naczelna Rada Adwokacka postanowiła bowiem przyjrzeć się uważniej jego prawniczej działalności. Grozi mu nawet odebranie prawa do wykonywania zawodu...
Jak myślicie, czy po aferze z zagadkowym ułaskawieniem oszusta ma jeszcze szanse na jakąkolwiek karierę? Zobacz: Kaczyński ułaskawił przestępcę przez Dubienieckiego?