Lady GaGa niejednokrotnie powtarzała w wywiadach, że kilka lat temu, jeszcze przed zrobieniem kariery, miała problemy z narkotykami. Twierdzi, że nadal je bierze, ale "jedynie w towarzystwie". Piosenkarka niedawno udzieliła wywiadu Neilowi Straussowi, który napisał książkę o gwiazdach rocka Everyone Loves You When You Are Dead. W rozmowie zrzuca na siebie winę za trudne dorastanie. Wolała się wynieść z wygodnego domu rodziców i próbować nagrać płytę.
Nie miałam złego dzieciństwa. Wszystko, co przeszłam, było moją drogą do artystycznego samozatracenia, jak zrobili to Warhol, Bowie i Jagger - mówi. Wyrządziłam sobie sporo krzywdy. A raczej wyrządzili mi ją ludzie, których poznałam, gdy byłam jeszcze nieodpowiedzialna.
Wspominanie tamtych czasów mnie przeraża. Leżałam na materacu pełnym pluskiew, a wokół mnie biegały karaluchy. Wszędzie widać było ślady po kokainie. Nie miałam wtedy ochoty na nic innego tylko bycie na haju i tworzenie muzyki. Brałam narkotyki, bo czułam się odrzucona. Nikt we mnie nie wierzył. Miałam tylko siebie. To była bardzo długa droga, ale udało mi się. Muszę wierzyć, że pomogła mi jakaś wyższa siła.
Jak myślicie, czy taki przekaz wyjdzie jest odpowiedni dla "małych potworków", jak pieszczotliwie piosenkarka nazywa swoich fanów?