Podczas jednego ze swoich niezbyt udanych koncertów (zobacz: 1, 2, 3)
, Britney Spears odmówiła Lindsay Lohan wstępu do loży dla VIPów.
Piosenkarka wpadła w furię na wieść o tym, że nie dość, że jej była koleżanka pojawiła się na koncercie, to na dodatek miała do niej jakieś prośby. Co więcej, dowiadujemy się, że organizator koncertu musiał budzić Britney ze snu, na 20 minut przed wyjściem na scenę. To tłumaczy trochę jakość jej występu...
Zaraz po brutalnej pobudce Britney dowiedziała się, że Lindsay chciałaby usiąśc w jej loży.
Nie ma mowy, żebym pozwoliła tej dziwce usiąść przy stoliku w mojej loży! Niech stoi tam gdzie reszta! - wrzasnęła.
Wkońcu wyszła na scenę, spóźniona tylko o 15 minut, ale, jak donoszą świadkowie, wyraźnie była "w trochę innym świecie".
Wyglądało to tak jakby miała za mało energii, tak jakby przez sen odtwarzała swoje kroki - mówi świadek.
National Enquirer donosi, że po koncercie, Britney udała sie do klubu Teddy's (tego samego w którym przyłapano ostatnio Lindsay na wciąganiu kokainy), gdzie zadzownił do niej Kevin Federline. Nie wiadomo, o czym rozmawiali, ale świadkowie usłyszeli, jak piosenkarka krzyczy do telefonu: Nawet nie próbuj mówić, że jestem pijana. Po czym rzuciła telefonem o ścianę.
Taki przeciętny wieczór Britney Spears...