Paweł Małaszyński w życiu sąsiedzkim stara się być osobą bardzo wycofaną. Nie lubi rozmawiać, ani nawet witać się z ludźmi, którym przyszło obok niego mieszkać. Sąsiedzi aktora, którzy mieszkają na tym samym osiedlu na warszawskich Szczęśliwicach, mają o nim i jego żonie, Joannie Chitruszko, coraz gorsze zdanie.
On chyba na nikim nie robi dobrego wrażenia. Jego po prostu nie da się lubić – mówi jego sąsiadka w rozmowie z Takie jest życie. Nigdy nie zdarzyło się, żeby odpowiedział na powitanie, czy jako pierwszy ukłonił się sąsiadom, którzy przestali już liczyć na życzliwe gesty ze strony Małaszyńskiego i jego żony.
Zachowuje się jak typowy mruk, którzy nie szanuje ludzi i ma nas za nic - potwierdzają jej słowa ochroniarze, którzy za każdym razem wpuszczają osoby na zamknięte osiedle.
Takie podejście musiało się w końcu obrócić przeciwko Małaszyńskiemu. Poniżani wcześniej sąsiedzi zignorowali go, gdy ten potrzebował pomocy.
Jakiś czas temu Małaszyńskiemu popsuł się samochód. Nie zdołał nawet nim ruszyć spod bloku. Był wściekły. I widziało to wiele osób. Ale nikt z sąsiadów nie zaoferował mu pomocy – mówi mieszkanka osiedla. W podobnych sytuacjach ochrona często sama interweniuje, ale tym razem panowie nie mieli ochoty pomagać komuś, kto na co dzień ich ignoruje.
Podejście Pawła do innych osób potwierdza również kolejny rozmówca tygodnika. Aktor jest w jego opinii szorstki, nieprzyjemny i robi bardzo złe pierwsze wrażenie.
_**Rozmawia z ludźmi w taki sposób, jakby łaskę im robił**_ – mówi informator. Jest gburowaty i zarozumiały, a przy tym dość łatwo wyprowadzić go z równowagi. Nie ma w ogóle dystansu do siebie.
A to już przypadłość większości polskich gwiazdek. To wynika chyba zresztą z definicji bycia "celebrytą" - nikt, kto ma dystans do siebie, nie zabiegałby przecież o bycie czczonym w mediach.