W dzisiejszym Newsweeku ukaże się wywiad, w którym prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, staje w obronie członków swojej rodziny. W rozmowie z dziennikarzami tygodnika zapewnia m.in., że jego zmarły brat nie wiedział, że Adam S., skazany za wyłudzenie, którego ułaskawił w trybie nadzwyczajnym, ma coś wspólnego z jego zięciem. Co ciekawe, staje również w obronie wzbudzającego kontrowersje także na Pudelku męża swojej bratanicy.
Władze prowadzą nagonkę przeciwko Marcinowi Dubienieckiemu – oskarża Kaczyński, po czym wspomina sytuację sprzed kilku dni. Adwokat został sfotografowany przez fotoreporterów Super Expressu, gdy, jak pisał tabloid, "smakował wino". Kilka chwil później zatrzymała go drogówka, która chciała zmierzyć poziom alkoholu w wydychanym przez niego powietrzu.
Miała miejsce taka sytuacja gdzieś w restauracji na warszawskim Żoliborzu. Marcin Dubieniecki je kolację. Później wsiada do samochodu i jedzie. Nagle w centrum miasta otacza go kolumna radiowozów, są także wozy telewizyjne, są i paparazzi. Pyta, co się stało. Policjanci informują go że dostali informację, że jest pijany. "Zawsze tak wiele radiowozów wysyłacie do sprawdzenia takich informacji?" - dziwi się. "Niech pan nie pyta, na nas dziś trafiło" - policjanci jawnie sugerują, że to polecenie od władz. Marcin nie chce się poddać badaniom, zostaje zawieziony na pobranie krwi. Okazuje się, że ma 0,00 promili, a więc jest całkowicie trzeźwy. Następnie w "Super Expressie" ukazuje się artykuł, z którego mniej uważny czytelnik może wyciągnąć wniosek, że pijany Dubieniecki jechał wypasionym BMW.
Jak myślicie, czy na Dubienieckiego naprawdę trzeba prowadzić nagonkę? Wydaje się, że sam daje sobie doskonale radę w szkodzeniu swojej karierze.